Co wynika z najdłużej na świecie prowadzonych badań nad szczęściem?
Dziś chciałabym przedstawić Wam wyniki badań Uniwersytetu Harvarda. To jedne z najciekawszych studiów nt. szczęścia, zdrowia i długowieczności.
Rozpoczęto je w 1938 pod koniec Wielkiego Kryzysu, tuż przed wybuchem II Wojny Światowej. Badaniem objęto 268 studentów drugiego roku – byli to tylko mężczyźni. Wśród nich znalazł się m. in. prezydent John F. Kennedy. Grupę porównawczą stanowili chłopcy z najbiedniejszych dzielnic Bostonu w wieku około 19 lat.
Około 10 lat temu do badań zostały włączone żony i potomstwo ankietowanych. Mimo licznych historycznych perturbacji i upływu czasu, studia trwają do dziś.
Co odkryli naukowcy? Jak podsumowuje obecny dyrektor badań Robert Waldinger, wśród licznych wniosków na czoło wysuwa się jeden: lepszym prognostykiem długiego, zdrowego i szczęśliwego życia jest nie poziom cholesterolu, lecz jakość relacji tworzonych przez badanego. Czyli jeśli np. zbadamy 50-latka, chcąc ocenić czy i jak będzie żył, mając lat 80, trafniej przewidzimy jego przyszłość, analizując jego relacje z innymi niż zdrowie fizyczne!
Co więcej, ból fizyczny często towarzyszący starości, wciąż pozwala tym osobom czuć się szczęśliwie. W przypadku osób samotnych lub mających negatywne relacje z innymi, ból fizyczny potęgowany jest przez ból emocjonalny.
Wartość międzyludzkich relacji dla zdrowia i szczęścia jednostki dostrzeżona została już przez mędrców w pradziejach ludzkiej historii. Dlaczego więc nie stosujemy tej wiedzy w rzeczywistości? Dlaczego w wielu krajach coraz więcej ludzi cierpi dziś na samotność?
Waldinger dopatruje się następujących przyczyn:
1. DBANIE O RELACJE KOSZTUJE CZAS, ENERGIĘ, PIENIĄDZE.
Ludzie lubią proste, szybkie rozwiązania. Tymczasem budowanie pozytywnych relacji jest ciężką pracą. Relacje bywają chaotyczne i skomplikowane. Dbanie o rodzinę i przyjaciół oznacza poświęcenie im czasu i uwagi, a nie przynosi chwały czy pieniędzy. Najszczęśliwsi z badanych na emeryturze intensywnie pracowali, by zastąpić relacje z pracy nowymi przyjaźniami.
2. KOLEJNE POKOLENIA MŁODYCH LUDZI GONIĄ ZA ZŁUDZENIAMI.
Gdy bada się dziś amerykańskich milenialsów, 80% z nich jako główny życiowy cel wymienia bogactwo, a 50% sławę. Mężczyźni badani przez naukowców Harvarda dziesiątki lat temu też podawali cele, które pod kątem szczęścia nie prowadziły do nikąd. Badania pokazały, że najlepiej zainwestowali życiową energię ci, którzy zadbali o bliskie sobie ludzi.
3. W WIELU SYTUACJACH NIE NAWIĄZUJEMY RELACJI.
Badania i eksperymenty psychologiczne jednoznacznie pokazały, że nawet rozmowa z obcym człowiekiem poprawia humor. Przeprowadzono bardzo ciekawe badania w środkach transportu publicznego. Okazało się, że Amerykanie nie lubią być zagadywani przez nieznane im osoby. W dużej mierze wiąże się to z obawami o własne bezpieczeństwo. Jednak gdy dojdzie do takiej rozmowy, ta zawsze poprawia im humor!
4. WOLIMY DZIELIĆ SIĘ PRZEŻYCIAMI NA MEDIACH SPOŁECZNOŚCIOWYCH NIŻ SPĘDZAĆ CZAS FIZYCZNIE Z OSOBAMI, KTÓRE NAM TOWARZYSZĄ.
Wystarczy spojrzeć w dowolnej kawiarni na sąsiadów – jak wielu z nich będzie pogrążonych w telefonach, choć są w towarzystwie? Uśmiech drugiej osoby, rozmowa, spojrzenie – to są paliwa pozytywnych emocji w naszym mózgu, nie telefon.
To kultura i nowoczesne wynalazki pchają nas w ramiona izolacji i samotności. Tymczasem warto świadomie spojrzeć na swoje zachowania, przemyśleć, jak czujemy się spotykając przyjaciół. Utrzymywanie, nawiązywanie relacji to ciężka praca, ale za to wynagradzana szczęściem!
Na koniec kilka słów od autorki: za główną wadę badań uważam to, że przez lata nie objęły kobiet i że przeprowadzono je tylko w kontekście kultury amerykańskiej. Moja intuicja jednak mówi mi, że wnioski są słuszne dla obu płci i w kontekście polskiej, coraz bardziej zachodniej indywidualistycznej kultury.
Źródło: The Harvard Gazette, Good Genes are fine but joy is better, 2017; Harvard Study of Adult Development, inspiracja z podcastu Happiness Lab na Spotify, wykład Roberta Waldingera (TED). Zdjęcie – baza Pixabay