Asertywność jest passé. Co mają do tego różnice kulturowe?
Znacie to uczucie nieadekwatności, dylemat, który pojawia się gdzieś z tyłu głowy, gdy konfrontując swoje postępowanie z zaleceniami trenerów asertywności, czujemy pewną ambiwalencję? Z jednej strony dowiadujemy się bowiem albo zyskujemy wewnętrzne potwierdzenie tego, że czegoś nam brakuje, że nie umiemy stawiać granic albo wyrazić swojego zdania, zakomunikować światu wprost, czego chcemy. Z drugiej strony czujemy, że taka asertywna postawa niesie ze sobą ryzyko. Jest nim popsucie relacji z drugą stroną albo zyskanie etykietki „trudnej osoby”.
Jak pokazują badania międzykulturowe, te wątpliwości są całkowicie uzasadnione. Ale po kolei.
Jednym z czołowych problemów psychologicznych i rozwojowych, diagnozowanych w gabinetach psychologicznych czy na sesjach coachingowych, to nieumiejętność stawiania granic. Stawianie granic daje odpowiednią przestrzeń naszemu „ja” do wyrażenia siebie, uszanowania własnych potrzeb i wartości. Nie ma wątpliwości, że to jedna z najważniejszych umiejętności w relacjach człowieka z innymi.
Asertywność stanowi sposób na to, jak te granice postawić. Ale uwaga: nie jest to sposób jedyny.
Jak pokazują badania, asertywność wiąże się ściśle ze specyfiką kultury amerykańskiej. Fakt ten jest ważny dlatego, że współczesna psychologia (w szczególności tzw. nurt psychologii pozytywnej i rozwoju osobistego), została ukształtowana w przeważające mierze przez psychologów amerykańskich. Znakomita większość badań z zakresu psychologii została przeprowadzona w kręgu kultury anglosaskiej, w szczególności w USA. Wyniki i analizy wniosków są często „połykane” przez resztę świata automatycznie, bez uwzględnienia różnic międzykulturowych. Tym samym, wraz z rozprzestrzenianiem się amerykańskiej myśli psychologicznej, następuje – zazwyczaj niezauważalny – eksport kultury amerykańskiej.
W indywidualistycznej kulturze amerykańskiej, gdzie cenione są osobowości silne i ekspansywne, a marzeniem wielu młodych ludzi jest sława i bogactwo, asertywność doskonale wpisuje się w siatkę społecznych atutów i wartości. W innych kulturach, bywa z tym różnie – tam asertywność może przynieść nam więcej szkody niż pożytku.
Przykładowo w Japonii gwiazdorstwo, samochwalstwo czy ekspansywny sposób bycia nie tylko nie są cenione ale wręcz są piętnowane społecznie i stanowią gwarancję zawodowej porażki czy zatrzymania się na wczesnym szczeblu kariery. Mówi się nawet, że jedyni szefowie firm odgrywający rolę biznesmenów celebrytów w Japonii to obcokrajowcy. W kraju kwitnącej wiśni ceniona jest bowiem skromność, umiejętność słuchania i dopasowywania się do innych.
Zapewnianie dostatecznej przestrzeni swojemu ja poprzez asertywne zachowanie służy być może naszej osobie, ale w krajach o asertywności niższej niż amerykańska, często spotyka się z niezrozumieniem i osłabia albo wręcz niszczy dobre relacje. Dzieje się tak dlatego, że gdy nasze ja zyskuje przestrzeń, „ja” naszego rozmówcy, szefa, partnera może tą przestrzeń utracić.
Tak też jest w Polsce, gdzie w różnych sytuacjach dobrze być asertywnym, ale w innych lepiej stosować łagodniejsze sposoby ochrony swoich granic, polegające na przykład na niewyrażeniu swojego zdania, białym kłamstwie czy na uniku. Przykładowo, lepiej odwołać spotkanie z przyjaciółką tłumacząc się chorobą niż chęcią spotkania się z kimś innym w tym czasie. No chyba, że chcemy stracić koleżankę. Czasem lepiej nie powiedzieć nic, nic powiedzieć jasno swoje zdanie, jeśli wiemy, że nie spotka się ono ze zrozumieniem ważnych dla nas ludzi. I tak dalej. Najlepiej po prostu swój styl chronienia granic dopasować do sytuacji i do stylu komunikacji drugiej strony.
Zmiany w myśleniu o asertywności już zauważyłam w podejściu niektórych trenerów, którzy już nie przekonują uczestników, tak jak przed laty, że asertywność generalnie zawsze jest ok.
Nie wykluczone, że wraz ze wzrastaniem potęgi ekonomicznej Azji (gdzie większości krajów pod względem asertywności bliżej jest do Japonii niż do USA), asertywność za jakiś czas przejdzie do kulturowego lamusa, a jej miejsce zajmie zachowywanie twarzy, uprzejmość i unikanie słowa „nie”
Zresztą, jak się okazuje, o tym, że asertywność nie zawsze jest najlepszą drogą do celu, wiedzą również Amerykanie. Z przyklejonym do buzi słynnym uśmiechem są bardzo otwarci i bezpośredni, gdy przychodzi im przekazać pozytywne wieści. Gdy jednak przychodzi do negatywnego feedbacku, zamiast wyrazić go wprost, przekazują go tak, jak by to był… feedback pozytywny. Większość obcokrajowców nieobeznanych z tymi kulturowymi niuansami przeżywa szok, gdy po przyjemnej rozmowie z szefem następują złe wydarzenia, w tym nawet zwolnienie czy rozwiązanie współpracy. Feedback negatywny chętniej ujawniany jest bowiem niebezpośrednio i raczej na piśmie. W bezpośredniej rozmowie brzmi jak pochwała, tylko nieco słabsza niż wtedy, gdy nią rzeczywiście jest. W przekazywaniu złych wieści wprost – jak sugerują badania porównawcze kultur – jesteśmy lepsi my, Polacy. Ale o tym kiedy indziej.
Inspiracje: Paweł Boski „Kulturowe Ramy Zachowań Społecznych”, Erin Meyer „Culture Map”.